Przez ostatnie tygodnie mój muzyczny horyzont był bardzo ograniczony. Tak jak będąc w bańce informacyjnej czuję się dość komfortowo, to bańka muzyczna w którą wpadłem zaczyna mnie pomału denerwować.
Zauważyłem, że moje ostatnie muzyczne wybory ograniczają się do kilku artystów, albumów czy playlist. Mimo, że sam doradzałem wam kiedyś jak z takimi przeciwnościami sobie radzić, to moje klasyczne sposoby nie pomagają. Streaming proponuje mi Jonas Brothers, radio nie inspiruje, wszystkie premiery posprawdzane. Tyle przecież dobrej muzyki, a ja słucham trzech albumów na okrągło. Nie mam na nic ochoty i zapętlam te same rzeczy.
Co robić w takiej sytuacji?
Ja trochę się poddaje tym moim zawężonym wyborom i po prostu ich słucham. Może przesadzam, bo last.fm pokazuje, że jakieś zróżnicowanie artystów jednak się pojawia. Jest to niestety mało obiektywny wskaźnik – są to bowiem mocno wymęczone wybory, które nie dają mi tyle radości ile powinny. Czuję też, że zamknąłem się w pewnym stopniu na zagraniczną muzykę. Ostatnie tygodnie to mocna rotacja Obywatela G.C. oraz Republiki. Z nowości – Hania Rani, chociaż prawie 70 odtworzeń nabiłem słuchając jej poprzedniej płyty nagranej wraz z Dobrawą Czocher, która swoją drogą zawiera głównie aranżacje utworów… Republiki.
Takie momenty czasami się zdarzają i nie odbieram tego jako czegoś złego. Warto wtedy trochę się wyciszyć. Pomyśleć. Nie jestem jednak w stanie zbyt daleko od muzyki uciec. Z pomocą przychodzą mi podcasty i audycje radiowe – głównie takie, w których pojawiają się jacyś goście. Słuchałem ostatnio wywiadu z Arturem Rojkiem, Hanią Raniszewską, mocno przegadanej audycji u Holaka w jego autorskim programie czy rozmów z Misią Furtak oraz dziewczynami z Loru u Agnieszki Szydłowskiej.
Bardzo odpowiada mi taka forma kontaktu z muzyką. Przegadane audycje przeplatane mniej lub bardziej znanymi mi utworami są idealnym wytchnieniem w sytuacji “zmęczenia materiału” w jakiej się znalazłem.
Analogicznie dobrze będą też działać książki biograficzne czy filmy dokumentalne. Kilka dni temu obejrzałem dokument o Keith’ie Richardsie, który dostarczył mi garści bluesowych inspiracji i przypomniał, że powinienem trochę odkurzyć dyskografię Stonesów.
Frustracja gdy każdy muzyczny wybór męczy jest okropnym uczuciem, ale nie ma co się spinać.
Warto wtedy po prostu odpocząć.
Wyciszyć się i nabrać ochoty na dźwięki. Te nowe lub stare. Pokontemplować. Chwycić za książkę, która rozpoczęta kurzy się gdzieś w kącie. Jeśli musisz włączyć coś na słuchawkach to niech też będzie to jakiś audiobook czy podcast. Nie zawsze trzeba słuchać muzyki. Daj się zainspirować innym mediom a wrócisz do płyt szybciej niż się tego spodziewasz. I tyle się ich nagle uzbiera, że nie będziesz miał czasu na sprawdzenie ich wszystkich.
Życzę Wam i sobie powodzenia!